Od Selwado
Mrok onieśmielał moją duszę jeszcze bardziej. Wiedziałem jednak, że nie mogę się poddać. Muszę iść dalej, ku przeznaczeniu. Noc stawała się gnać ku porankowi, więc ma podróż niedługo miała dobiec końca. Stąpając po kruchych głazach począłem nasłuchiwać. Z niedaleka dochodziły do mnie szmery, jakby rwąca rzeka, a raczej potok. Tak, teraz już wiem, to był Potok przyjaźni. O czy to ja? A, słysząc ów łkanie wezbranych wód skierowałem się w ich stronę wiedząc, że doprowadzą mnie do jakiejś watahy. Zmierzałem na południowy – wschód, więc idąc w prostej linii doszedłbym do Lasu przeznaczenia, ale musiałbym jeszcze pokonać duże jezioro, będące centrum terytorium watahy Srebrnych Snów. Po niedługim czasie, kiedy to jeszcze łuna światła słonecznego była ukryta za horyzontem, dotarłem do brzegu potoku. Spragniony wziąłem kilka łyków wody i rozejrzałem się. Jakby nie patrząc, stojąca w oddali, smukła wilczyca beztrosko wpatrywała się w gwiazdy. Od razu oczarowała mnie swoją urodą. Widać jednak było, że nie jest to taka łatwa sztuka. Po jej wyglądzie można było stwierdzić, iż zna się na sztukach walki i pewnie z chęcią wypróbowała by je na takim mięczaku jak ja. Wziąłem się jednak w garść i podszedłem bliżej. O dziwo wilczyca nie była aż taka straszna i zdradziła mi nawet swe piękne imię – Luna. Gdy zapoznaliśmy się lepiej po krótkiej rozmowie zaprowadziła mnie do Wilczego wzgórza, skąd rozciągały się piękne widoki przy wschodzie słońca. Od tamtej pory razem żyliśmy w tej watasze. Zostaliśmy nawet parą, która liczy zaledwie parę tygodni. Wiem jednak, że przetrwa ona wiele smutków i radości. Tym chyba zakończę już moją opowieść, jak trafiłem do tej jeszcze niewielkiej, ale wspaniałej watahy Srebrnych Snów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz