"Historia watahy"...
...już wkrótce!
Od Luny
Straciłam pamięć .Ostatnie co pamiętam to...to : Było późno, przechadzałam się po lesie. Nagle zobaczyłam cień wilka za sobą, powiedział on:
-Kolejny odmieniec...Skrzydlata...-Nie zdążyłam się odwrócić. Nagle poczułam przeszywający ból. Zemdlałam. Ocknęłam się na polanie. Głowa dalej bolała mnie od uderzenia. Obok mnie stały jakieś wilki. Jedna wilczyca powiedziała:
-Witaj jestem Czoti. Alfa watahy na której jesteś terenie.
-Ja...Eee. Przepraszam, nic nie wiedziałam .
-Och, no przecież teraz się ocknęłas Opatrzyliśmy ci rany.
-Dziękuje.
-Czy chcesz dołączyc do naszej watachy?
-Tak. bardzo dziękuje.
-Jak się nazywasz.
-Luna.
-Ładne imie.
-dziękuje (próbowałam wstać)
-Pomogę ci (odsunęłam się)
-Nie! sama sobie poradzę
-Nie bądź taka samodzielna-jestes ranna
-No niech będzie .(Czoti pomogła mi wstać).
Teraz jestem tu Betą. Mam przyjaciół i wspaniałego partnera - Selwado.
Od Kany
Od Selwado
Mrok onieśmielał moją duszę jeszcze
bardziej. Wiedziałem jednak, że nie mogę się poddać. Muszę iść dalej, ku
przeznaczeniu. Noc stawała się gnać ku porankowi, więc ma podróż niedługo miała
dobiec końca. Stąpając po kruchych głazach począłem nasłuchiwać. Z niedaleka
dochodziły do mnie szmery, jakby rwąca rzeka, a raczej potok. Tak, teraz już
wiem, to był Potok przyjaźni. O czy to ja? A, słysząc ów łkanie wezbranych wód
skierowałem się w ich stronę wiedząc, że doprowadzą mnie do jakiejś watahy.
Zmierzałem na południowy – wschód, więc idąc w prostej linii doszedłbym do Lasu
przeznaczenia, ale musiałbym jeszcze pokonać duże jezioro, będące centrum
terytorium watahy Srebrnych Snów. Po niedługim czasie, kiedy to jeszcze łuna
światła słonecznego była ukryta za horyzontem, dotarłem do brzegu potoku.
Spragniony wziąłem kilka łyków wody i rozejrzałem się. Jakby nie patrząc,
stojąca w oddali, smukła wilczyca beztrosko wpatrywała się w gwiazdy. Od razu
oczarowała mnie swoją urodą. Widać jednak było, że nie jest to taka łatwa
sztuka. Po jej wyglądzie można było stwierdzić, iż zna się na sztukach walki i
pewnie z chęcią wypróbowała by je na takim mięczaku jak ja. Wziąłem się jednak
w garść i podszedłem bliżej. O dziwo wilczyca nie była aż taka straszna i
zdradziła mi nawet swe piękne imię – Luna. Gdy zapoznaliśmy się lepiej po
krótkiej rozmowie zaprowadziła mnie do Wilczego wzgórza, skąd rozciągały się
piękne widoki przy wschodzie słońca. Od tamtej pory razem żyliśmy w tej
watasze. Zostaliśmy nawet parą, która liczy zaledwie parę tygodni. Wiem jednak,
że przetrwa ona wiele smutków i radości. Tym chyba zakończę już moją opowieść,
jak trafiłem do tej jeszcze niewielkiej, ale wspaniałej watahy Srebrnych Snów.
Od Luny
Straciłam pamięć .Ostatnie co pamiętam to...to : Było późno, przechadzałam się po lesie. Nagle zobaczyłam cień wilka za sobą, powiedział on:
-Kolejny odmieniec...Skrzydlata...-Nie zdążyłam się odwrócić. Nagle poczułam przeszywający ból. Zemdlałam. Ocknęłam się na polanie. Głowa dalej bolała mnie od uderzenia. Obok mnie stały jakieś wilki. Jedna wilczyca powiedziała:
-Witaj jestem Czoti. Alfa watahy na której jesteś terenie.
-Ja...Eee. Przepraszam, nic nie wiedziałam .
-Och, no przecież teraz się ocknęłas Opatrzyliśmy ci rany.
-Dziękuje.
-Czy chcesz dołączyc do naszej watachy?
-Tak. bardzo dziękuje.
-Jak się nazywasz.
-Luna.
-Ładne imie.
-dziękuje (próbowałam wstać)
-Pomogę ci (odsunęłam się)
-Nie! sama sobie poradzę
-Nie bądź taka samodzielna-jestes ranna
-No niech będzie .(Czoti pomogła mi wstać).
Teraz jestem tu Betą. Mam przyjaciół i wspaniałego partnera - Selwado.
Biegnąc wzdłuż brzegu jeziora Siedmiu Wód usłyszałam szelest wśród drzew,
Spoglądają się za siebie ujrzałam cień nie wiedziałam kto to jest więc
biegłam dalej przekonaniem że miałam zwidy, ale gdy cień wyrównał mi
kroku zatrzymałam się i zapytałam
-Kim jesteś?- lecz nie otrzymałam odpowiedzi
I zapytałam ponownie
-Czego chcesz ode mnie? i wtedy usłyszałam cichą lecz wyraźną opowiedz
-Jestem ci bardzo ale to bardzo bliską osobą.
-Bliską? najbliższą mi osobą była moja rodzina, a najbardziej siostra.
I znowuż otrzymałam cichą lecz bardziej słyszalną opowiedz.
- Więc powinnaś wiedzieć kim jestem.
Wtedy dotarło do mnie że rozmawiam z własną siostrą której nie widziałam od trzech lat.
-Czoti? (zapytałam nie pewnie)
-Tak to ja(opowiedziała wyłaniając się z pośród drzew)
-Tyle lat się nie widziałyśmy co się z tobą działo?
-Nic ciekawego zresztą co będę cię zanudzać jednak mam do ciebie
Czy chciałabyś dołączyć do mojej watahy?
Spoglądając na siostrę porozumiewawczo tak zostałam w tej watahy.
Od Statery Univers
Szłam po jakimś jeziorze. Szłam dosłownie, unosiłam się na wodzie.
Słońce dopiero wschodziło, rosa osiadała na łodygach trawy. Wiatr wiał
spokojnie, lekko poruszając wodą pod moimi łapami. Wędrowałam tak chyba
już miesiąc. Znaczy nie po wodzie tylko tak ogółem. Pragnęłam odnaleźć i
zabić wilki, które zamordowały mojego ojca. Nie odpuszczę dopóki ich
nie znajdę i się nie zemszczę. Nagle daleko od siebie usłyszałam kroki i
rozmowę. Parę minut później dostrzegłam dwa wilki stojące nad wodą i
patrzące na mnie przerażeni. Podeszłam do nich.
-K...kim jesteś?-spytała wadera.
-Nazywam się Statery Univers...
-Że jak ?-spytał mniej przerażony basior. Westchnęłam.
-Terra, jestem wilkiem Równowagi Wszechświata, czyli inaczej Mroku.
-Aha. Należysz do jakiejś watahy ?-spytała wilczyca.
-Nie-przyjrzałam im się uważnie. Nie wyglądali jak tamte wilki, które zabili mi ojca.
-To może dołączysz do naszej.
-Mogę dołączyć?-spytała schodząc na brzeg.
-To choć poznamy Cię z reszta watahy.
-A jak się nazywacie?
-Ja jestem Goldie, a to moja partnerka Czoti- powiedział basior.
Kiwnęłam łbem.
Niedługo
później byliśmy już na Wilczym Wzgórzu, witani przez innych członków.
Teraz tu mam swoje miejsce jako Epsilon Watahy Srebrnych Snów.
Od Zazadjiego
Wędrując po tym wielkim świecie postanowiłem na chwilę odpocząć i zastanowić się czy mam szukać jakiejś watahy czy też nie. Położyłem się na trawie pod wielką skałą. Nie wiedziałem, jak to się nazywało wtedy, ale po jakiś 5 minutach usłyszałem, że coś przeleciało mi nad głową, a za chwilę jeszcze raz. Z resztą miałem tego już dosyć więc wstałem i wzbiłem się w górę. Wtedy zobaczyłem basiora, zatrzymał się na mój widok i zapytał:
-Kim jesteś?
-Ja? - odpowiedziałem trochę zaskoczony pytaniem.
-Tak ty, jak masz na imię? - zapytał mnie czarno-złoty basior.
-Zazadji - opowiedziałem i z zaciekawieniem zacząłem się przyglądać wilkowi.
-A ja Goldie. Może chciałbyś dołączyć do watahy mojej i Czoti, mojej partnerki ?
Zaskoczony lekko pytaniem zastanowiłem się chwile spojrzałem na basiora.
Odpowiedziałem po chwili:
-Dobrze, dołączę do waszej watahy.
-To świetnie, więc leć za mną!I tak właśnie tu dotarłem przez przypadek. Mam nadzieję, że waśnie tu spotkam swoją miłość życia.
Od Layly
Kiedy mój dziadek zamordował mi rodziców i miał zamiar zabić mnie wzbiłam się w powietrze.
-Wracaj!- krzyknął
Obróciłam się nerwowo i leciałam, leciałam przed siebie zastawiając się czy szukać jakiejś watahy czy też nie. Rozmyślałam tak kiedy usłyszałam grzmot, wystraszyłam się. Moje skrzydła przestały machać a ja spadłam.
Leżałam pół nie przytomna na trawie, obok mnie płynął strumyk. Próbowałam się do niego poczołgać, ale moje ciało było tak połamane, iż nie mogłam się ruszać.
-Zobacz!- usłyszałam niedaleko krzyk basiora.
-Biedna, pewnie spadła podczas burzy.- powiedział drugi basior.
Nic nie mówiłam, czekałam tylko na dalszy bieg wydarzeń.
-Musimy jej pomóc i zbadać w twojej ,,jaskini"- powiedział pierwszy z nich.
Po chwili obok mnie stali dwaj samce, pierwszy był czarno-złoty, drugi zaś biało- czarny.
Ten czarno-złoty delikatnie odchylił mój łeb.
Mhhhh...- jęknęłam
-Przepraszam, przynajmniej jesteś przytomna.- powiedział i uśmiechnął się słabo. W tym czasie drugi robił coś przy moich skrzydłach.
-Jak masz na imię?- zapytał czarno-złoty wilk.
-Layla...-mruknęłam.
-Ładnie, jestem Goldie- powiedział.
-Ałłłłlć!- powiedziałam, kiedy biało-czarny wilk klepnął w moją nogę.
-Przepraszam, opatrzę cię.- powiedział łagodnie. -A przy okazji jestem Lotus Flos.- powiedział, a ja coś poczułam, poczułam coś do niego...
-Nie trzeba- powiedziałam po chwili.
-Jak to?!- krzyknęli razem Goldie i Lotus.
-Pokarzę wam, tylko musicie położyć łapy na mojej głowie.-powiedziałam bardzo spokojnym tonem. Wykonali polecenie. Poczułam kłucie, oni zapewne też.
-Już.-powiedziałam i podniosłam się całkiem zdrowa. Patrzyli na mnie zdziwieni, uśmiechnęłam się.
-Co to było, co mnie kuło?-zapytał Goldie
Lotus patrzył na mnie a ja czytałam mu w myślach:
,,Co ona zrobiła? Już jest zdrowa i to dziwne kłucie?''
-Przeniosłam nas w czasie.- powiedziałam
-Co? W czasie! A moja partnerka, co z nią?!
-Spokojnie, przeniosłam nas o 12 minut. Wyobraziłam sobie mnie zdrową w przeciągu kilkunastu minut i zrobiłam to, co chciałam.
Goldie zadawał sobie takie pytanie: ,, Co to mogło być czy mam ją zapytać czy dołączy do naszej watahy?'
-Ale... To nam nie zaszkodziło, tak?- spytał Lotus nie pewnie.
-Nie, w ogóle.- odpowiedziałam.
-To, może dołączysz do naszej watahy?- zapytał w końcu Goldie.
-Bardzo chętnie.- odpowiedziałam.
-To lećmy, muszę przedstawić Cię Czoti- powiedział Goldie i wzbił się w powietrze.
-Dobry pomysł.- przytaknął Lotus i wzleciał.
-Dobrze, prowadźcie!- powiedziałam i poleciałam za nimi.
Od Okamiego
Krew i ciała. To zobaczyłem kiedy dotarłem do lasu, gdzie była moja była wataha. Żałowałem, że wtedy akurat wybrałem się na polowanie w dalekie góry. Odbiegłem od tamtego miejsca. Te obrazy na pewno będą mnie długo prześladować. Biegłem dość długo. Z miesiąc błąkałem się po lasach, łąkach i innych terenach. Dotarłem do lasu, gdzie po środku siedziała jakaś wilczyca. Chciałem się wycofać, ale mnie usłyszała.
-Co tu robisz?-zapytała.
-Szukam watahy.
-To może dołączysz do mojej?
-Z chęcią.-powiedziałem.
,,Może znowu odnajdę szczęście'' pomyślałem.
Od Akity
Wieczór był chłody, dominowała cisza. Szłam spokojnie przez Ciche pustkowie w poszukiwaniu zwierzyny. Minęło kilka godzin, aż doszłam do Potoku przyjaźni, lecz głód brał swoje i nie miałam już tyle siły co na początku swojej wyprawy. Ostatkami sił przeskoczyłam na drugą stronę nie wiedząc jeszcze, że potrafię oddychać pod wodą. Nagle usłyszałam jakieś szmery. Okazało się że była to Czoti-samica alfa. Zdążyłam w ostatniej chwili przeczołgać się za drzewo, ale Czoti była szybsza i mnie zauważyła. Podeszła do mnie i spytała:
-Co ty tu robisz?
-Szukam schronienia-odparłam niepewnym głosem.
-Choć ze mną, zaprowadzę cię do watahy-powiedziała Czoti z uśmiechem na twarzy.
Wyszłam z za drzewa i razem poszłyśmy. W drodze do watahy Czoti dała mi paluszki mięsne, widziała że ledwo trzymam się na nogach. Gdy już doszłyśmy do celu poczułam, że spotkało mnie coś wspaniałego, że znowu mogę przebywać wśród swoich.
-Wracaj!- krzyknął
Obróciłam się nerwowo i leciałam, leciałam przed siebie zastawiając się czy szukać jakiejś watahy czy też nie. Rozmyślałam tak kiedy usłyszałam grzmot, wystraszyłam się. Moje skrzydła przestały machać a ja spadłam.
Leżałam pół nie przytomna na trawie, obok mnie płynął strumyk. Próbowałam się do niego poczołgać, ale moje ciało było tak połamane, iż nie mogłam się ruszać.
-Zobacz!- usłyszałam niedaleko krzyk basiora.
-Biedna, pewnie spadła podczas burzy.- powiedział drugi basior.
Nic nie mówiłam, czekałam tylko na dalszy bieg wydarzeń.
-Musimy jej pomóc i zbadać w twojej ,,jaskini"- powiedział pierwszy z nich.
Po chwili obok mnie stali dwaj samce, pierwszy był czarno-złoty, drugi zaś biało- czarny.
Ten czarno-złoty delikatnie odchylił mój łeb.
Mhhhh...- jęknęłam
-Przepraszam, przynajmniej jesteś przytomna.- powiedział i uśmiechnął się słabo. W tym czasie drugi robił coś przy moich skrzydłach.
-Jak masz na imię?- zapytał czarno-złoty wilk.
-Layla...-mruknęłam.
-Ładnie, jestem Goldie- powiedział.
-Ałłłłlć!- powiedziałam, kiedy biało-czarny wilk klepnął w moją nogę.
-Przepraszam, opatrzę cię.- powiedział łagodnie. -A przy okazji jestem Lotus Flos.- powiedział, a ja coś poczułam, poczułam coś do niego...
-Nie trzeba- powiedziałam po chwili.
-Jak to?!- krzyknęli razem Goldie i Lotus.
-Pokarzę wam, tylko musicie położyć łapy na mojej głowie.-powiedziałam bardzo spokojnym tonem. Wykonali polecenie. Poczułam kłucie, oni zapewne też.
-Już.-powiedziałam i podniosłam się całkiem zdrowa. Patrzyli na mnie zdziwieni, uśmiechnęłam się.
-Co to było, co mnie kuło?-zapytał Goldie
Lotus patrzył na mnie a ja czytałam mu w myślach:
,,Co ona zrobiła? Już jest zdrowa i to dziwne kłucie?''
-Przeniosłam nas w czasie.- powiedziałam
-Co? W czasie! A moja partnerka, co z nią?!
-Spokojnie, przeniosłam nas o 12 minut. Wyobraziłam sobie mnie zdrową w przeciągu kilkunastu minut i zrobiłam to, co chciałam.
Goldie zadawał sobie takie pytanie: ,, Co to mogło być czy mam ją zapytać czy dołączy do naszej watahy?'
-Ale... To nam nie zaszkodziło, tak?- spytał Lotus nie pewnie.
-Nie, w ogóle.- odpowiedziałam.
-To, może dołączysz do naszej watahy?- zapytał w końcu Goldie.
-Bardzo chętnie.- odpowiedziałam.
-To lećmy, muszę przedstawić Cię Czoti- powiedział Goldie i wzbił się w powietrze.
-Dobry pomysł.- przytaknął Lotus i wzleciał.
-Dobrze, prowadźcie!- powiedziałam i poleciałam za nimi.
Od Okamiego
Krew i ciała. To zobaczyłem kiedy dotarłem do lasu, gdzie była moja była wataha. Żałowałem, że wtedy akurat wybrałem się na polowanie w dalekie góry. Odbiegłem od tamtego miejsca. Te obrazy na pewno będą mnie długo prześladować. Biegłem dość długo. Z miesiąc błąkałem się po lasach, łąkach i innych terenach. Dotarłem do lasu, gdzie po środku siedziała jakaś wilczyca. Chciałem się wycofać, ale mnie usłyszała.
-Co tu robisz?-zapytała.
-Szukam watahy.
-To może dołączysz do mojej?
-Z chęcią.-powiedziałem.
,,Może znowu odnajdę szczęście'' pomyślałem.
Od Akity
Wieczór był chłody, dominowała cisza. Szłam spokojnie przez Ciche pustkowie w poszukiwaniu zwierzyny. Minęło kilka godzin, aż doszłam do Potoku przyjaźni, lecz głód brał swoje i nie miałam już tyle siły co na początku swojej wyprawy. Ostatkami sił przeskoczyłam na drugą stronę nie wiedząc jeszcze, że potrafię oddychać pod wodą. Nagle usłyszałam jakieś szmery. Okazało się że była to Czoti-samica alfa. Zdążyłam w ostatniej chwili przeczołgać się za drzewo, ale Czoti była szybsza i mnie zauważyła. Podeszła do mnie i spytała:
-Co ty tu robisz?
-Szukam schronienia-odparłam niepewnym głosem.
-Choć ze mną, zaprowadzę cię do watahy-powiedziała Czoti z uśmiechem na twarzy.
Wyszłam z za drzewa i razem poszłyśmy. W drodze do watahy Czoti dała mi paluszki mięsne, widziała że ledwo trzymam się na nogach. Gdy już doszłyśmy do celu poczułam, że spotkało mnie coś wspaniałego, że znowu mogę przebywać wśród swoich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz